ARTYKUŁY

DYPLOMACJA JEST ZBYT POWAŻNĄ SPRAWĄ, ABY ZOSTAWIĆ JĄ MĘŻCZYZNOM

Artykuł Akmoral Arystanbekowej zamieszczony w "United Nations Chronicle-online edition".

Wśród delegatów z 50-u krajów, którzy podpisali 26.VI.1945 r. Kartę Narodów Zjednoczonych były 4 kobiety: Virginia Gildersleeve (Stany Zjednoczone), Bertha Lutz (Brazylia), Wu Yi-fang (Chiny) i Minerva Bernardino (Dominikana). Zdarzyło się, że spotkałam panią Bernardino, osobę już w podeszłym wieku, w siedzibie głównej ONZ w Nowym Jorku, gdzie nagrodę Instytutu Franklina i Eleanor Rooseveltów wręczała jej ówczesna Pierwsza Dama Stanów Zjednoczonych Hillary Rodham Clinton. Pani Bernardino przez wiele lat była stałą przedstawicielką swego kraju w ONZ. "Zwykła byłam walczyć o prawa kobiet" mówiła o sobie "I nadal to robię". Była aktywną uczestniczką ruchu walczącego o prawo głosu dla kobiet w Ameryce Łacińskiej i nadal walczyła o równe prawa w ramach nowo założonej światowej Organizacji (ONZ), uważała, że było to niezbędnym, aby międzynarodowe teksty (dokumenty) kładły nacisk nie tylko na prawa człowieka, ale także równość kobiet i mężczyzn.
Kathleen Telsch pisze w swej książce "A Global Affair: An Inside Look at the United Nations" (Globalna sprawa: Wewnętrzne spojrzenie na Narody Zjednoczone): "Pewnego razu przewodniczący sesji Zgromadzenia Generalnego zwrócił się do kobiet-delegatek "Drogie panie!" zamiast "Szanowni delegaci!". Zanim  skończył mówić, pani Bernardino zapytała z miejsca o kwestię proceduralną: " Możesz nazywać nas paniami wtedy, kiedy proponujesz nam filiżankę kawy lub herbaty, albo kiedy proponujesz nam lunch; tutaj, w tym pokoju, nie jesteśmy paniami, jesteśmy delegatami i powinnyśmy być odpowiednio nazywane," odparła.
Były kobiety, które odcisnęły swój znaczący ślad w historii Narodów Zjednoczonych. Zalicza się do nich Eleanor Roosevelt, której nazwisko jest związane z Powszechną Deklaracją Praw Człowieka. Ale tylko dwie kobiety zostały wybrane na przewodniczących Zgromadzenia Generalnego: pierwszą, podczas ósmej sesji w 1953 r., była Widżaja Lakszmi Pandit z Indii, której nazwisko znajdowało się na liście kandydatów do urzędu Sekretarza Generalnego, gdy w X.1952 r. zrezygnował z urzędu Trygve Lie. W 1969 r. Angie E. Brooks, stała przedstawicielka Liberii, została wybrana przewodniczącą Zgromadzenia na 24-ą sesję.
Jako pierwsza stała przedstawicielka Kazachstanu zostałam zaledwie czwartą kobietą wśród 176 ambasadorów. Pozostałe trzy reprezentowały Liechtenstein, Jamajkę i Kanadę. Kiedy spotykałam się z Louise Fréchette, wtedy ambasadorem Kanady przy Organizacji Narodów Zjednoczonych, ciągle mówiła: "Widzisz przed sobą dokładnie połowę kobiet-ambasadorów w Narodach Zjednoczonych". A ponieważ byłam jedyną kobietą ambasadorem z Azji, ambasador Chin często mówił do mnie:  "Reprezentujesz wszystkie kobiety z Azji, w tym kobiety z Chin". Claudia Fritsche, ambasador Liechtensteinu, podobnie jak ja nie miała współpracowników i żartobliwie nazywałyśmy siebie "misją jednej osoby", aczkolwiek nie można marzyć o znalezieniu wśród ambasadorów w ONZ osoby bardziej poinformowanej niż ona. Później Trynidad i Tobago oraz Finlandia mianowały kobiety na swoich stałych przedstawicieli.
Wydaje mi się, że podstawowy przełom nastąpił na początku lat 90-ych, kiedy to coraz większa liczba kobiet była nominowana stałymi przedstawicielami; miały w tym udział zarówno obiektywne okoliczności, jak i osobiste uzdolnienia kobiet-ambasadorów. 01.II.1993 r. Madeleine Albright podjęła swe obowiązki jako stała przedstawicielka Stanów Zjednoczonych przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Z tej okazji ambasador rosyjski, Juli Woroncow, wydał obiad dla stałych reprezentantów państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa ONZ. Powiedział, że zaprasza mnie nie tylko jako przedstawicielkę mojego kraju, ale także jako reprezentantkę kobiet-ambasadorów w ONZ. Kiedy spotkałam pierwszy raz panią Albright, powiedziałam: "Było tutaj 6 kobiet-ambasadorów, pani będzie siódmą - mamy nadzieję, że będziemy razem dobrze pracować." Podziękowała mi i odpowiedziała: "Proszę powiedzieć naszym koleżankom, że chcę wkrótce zaprosić was wszystkie na mój pierwszy oficjalny obiad w ONZ". I dotrzymała słowa, będąc dwa tygodnie później gospodynią przyjacielskiego obiadu na cześć kobiet-ambasadorów. Zaprosiła media, a "The International Herald Tribune" zamieścił nasze wielkie zdjęcie. Otrzymałam list od kogoś z Francji, komu się nawet spodobałam! Jeden z naszych męskich kolegów nadmienił, że zamierza wysłać ten wycinek prasowy do swego kraju, ale po namyśle zrezygnował z tego, martwiąc się, że mógłby być zastąpiony przez kobietę!
Claudia Fritsche kontynuowała inicjatywę regularnych obiadów; i ja byłam gospodynią takiegoż w siedzibie Stałego Przedstawicielstwa Rosji, w którym w owym czasie była umieszczona Misja Kazachstanu. Juli Woroncow szczerze oczekiwał zaproszenia, ale miałyśmy taką zasadę, że nie zapraszamy mężczyzn. W ten sposób powstała sławna grupa kobiet-ambasadorów w ONZ, którą nazwałyśmy G-7, od “Siedem Dziewczyn”. Uzgodniłyśmy, że będziemy popierać się wzajemnie i współpracować na rzecz znacznego awansu kobiet w ONZ i podjęcia kroków na rzecz prawdziwej równości poprzez działalność w Organizacji. Stopniowo, wraz z przybywaniem innych kobiet-ambasadorów z Turkmenistanu, Kirgistanu, Australii, Finlandii i Gwinei oraz odejściem naszych przyjaciółek i koleżanek z Kanady, Filipin, Trynidadu i Tobago oraz Stanów Zjednoczonych, które zostały zastąpione przez mężczyzn, nasza grupa wzrosła do 10 członkiń. Nasi męscy koledzy z ONZ byli obrażeni, że nie zapraszałyśmy ich na nasze "kobiece obiady". Mówili, że to dyskryminacja. W ogóle nie, odpowiadałyśmy. Fakt, że na 185 ambasadorów jest zaledwie 7 kobiet był prawdziwą dyskryminacją!
Nasza grupa, oficjalnie i nieoficjalnie, pracowała nad osiągnięciem mniej lub bardziej zgodnych decyzji przed IV-ą Światową Konferencją Kobiet w Pekinie, która miała się odbyć we wrześniu 1995 r. To, że nazywałyśmy się tak samo, jak grupa siedmiu najbardziej uprzemysłowionych państw świata nie było przypadkiem, ponieważ obecność stałej przedstawicielki USA dodawała jej znaczenia i autorytetu.
Od naszego pierwszego spotkania bardzo zaprzyjaźniłyśmy się z Madeleine Albright. Była szczera i bardzo energiczna. Nie była dyplomatką z zawodu i nie znała protokołu dyplomatycznego. Ale bezdyskusyjnie była zaangażowana w ideę aktywnego włączania kobiet w proces decyzyjny na poziomie narodowym i międzynarodowym. Często zapraszała nas do swej rezydencji, gdzie miałyśmy okazję spotkania z prominentnymi kobietami, włączając członkinie Kongresu i Senatu USA, sławne artystki i działaczki społeczne. Była zawsze przystępna i zawsze przyjmowała nas przy swej misji w celu przedyskutowania kwestii bilateralnych.
Pewnego razu, po powrocie z podróży do niektórych krajów z Wspólnoty Niepodległych Państw, zaprosiła mnie na lunch i powiedziała: " Usiądź, opowiem ci zabawną historię. Podczas mojej podróży prezydenci Azerbejdżanu, Armenii, Gruzji i Mołdawii skarżyli się, że ich ambasadorzy nie mogli przybyć, żeby zobaczyć się ze mną. Wobec tego poradziłam im, aby poszli za przykładem Kazachstanu. Byli zaskoczeni i zapytali co dokładnie powinni zrobić. Mianujcie kobietę ambasadorem, a nie będziecie mieli żadnych problemów." Obydwie śmiałyśmy się, ale rzeczywiście, nie miałam żadnych problemów z dyskutowaniem o wszystkich sprawach z nią. Czasami była jedyną, którą proszono lub do której przychodzono z prośbą o rezolucję lub o wybór do określonego ciała.
Kiedy kilka lat później wydałam przyjęcie w Jadalni Delegatów z okazji naszego Dnia Republiki, przyszła Madeleine. Było to bezprecedensowe w historii ONZ, ponieważ stały przedstawiciel USA nigdy nie uczęszczał na przyjęcia organizowane z okazji świąt narodowych innych państw członkowskich. Jej przybycie stało się powodem niezwykłego zdziwienia i poruszenia. Kiedy opowiedziałam jej o tym, odpowiedziała: "Przyszłam na twoje przyjęcie, ponieważ my, dziewczyny, musimy trzymać się razem i popierać się wzajemnie." Pani Albright osobiście przedstawiła mnie prezydentowi Billowi Clintonowi i sekretarzowi stanu Warrenowi Christopherowi, a także Hillary Clinton, którą spotykałam w ONZ przy różnych okazjach.
Przed amerykańskimi wyborami prezydenckimi w 1996 r. zaczęły krążyć pogłoski w ONZ, że następnym sekretarzem stanu USA będzie pani Albright. My, kobiety-ambasadorzy, miałyśmy gorącą nadzieję na to, jako znak poparcia i solidarności z naszą koleżanką. Kiedy została mianowana na to stanowisko w grudniu 1996 r., byłam w Ałma-Acie na uroczystości piątej rocznicy niepodległości Kazachstanu. Po moim powrocie do Nowego Jorku w styczniu zadzwoniłam do Madeleine, pogratulowałam jej i zaproponowałam wydanie lunchu lub obiadu z kobietami-ambasadorami na jej cześć. Zgodziła się przyjść na herbatę, którą wydałam 16.I., zapraszając wszystkie nasze koleżanki oraz kobiety zajmujące wysokie stanowiska w Sekretariacie ONZ oraz w agencjach wyspecjalizowanych. Prezydent Clinton, wprowadzając panią Albright na stanowisko sekretarza stanu, powiedział, że ucieleśnia ona "wszystko co najlepsze w Ameryce". Na tej herbacie wygłosiłam pewną uwagę do moich koleżanek, powiedziałam, że dodając do jego słów - była także wcieleniem kobiet-polityków i matek. Madeleine wkrótce się wyprowadziła. Powiedziała nam, że nasze stosunki się nie zmienią i poprosiła nas o to, abyśmy nadal, dzwoniąc do niej, zwracały się do niej po imieniu. Dotrzymała słowa. Przy okazji wizyt w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w Nowym Jorku zawsze wydawała przyjęcia dla kobiet-ministrów spraw zagranicznych i kobiet-ambasadorów w ONZ. Zrobiłyśmy sobie pamiątkową fotografię, na której napisała: "Mojej drogiej przyjaciółce Akmoral. Wykonałaś doskonałą robotę reprezentując swój kraj i kobiety w ONZ. Zachowuję jak skarb naszą przyjaźń - z wyrazami szacunku i oddania, Madeleine". Kiedy opuszczałam ONZ we wrześniu 1999 r. , aby podjąć swe zadania w Paryżu, ugościła mnie w swej rezydencji w Nowym Jorku i przyjęła mój prezent - tradycyjny haftowany kaftan - z wielką radością i stanowczo obiecała, że odwiedzi mój kraj. Byłam w Paryżu, kiedy przysłała mi krótki list, w którym napisała, że w końcu jedzie do Kazachstanu oraz opisała mi swe wielkie nadzieje wiązane z tą wizytą. Często pytano mnie o to, co sądzę o pani Albright, po tym, gdy została mianowana na tak wysokie stanowisko w Stanach Zjednoczonych. Wydawało mi się, że była wpływową dyplomatką, bardzo twardą w obronie interesów swego kraju. Często mówiła mi, że obie jesteśmy zodiakalnymi Bykami (urodziłyśmy się w maju), co znaczy, że jesteśmy "pracoholiczkami", tzn., iż ja również mogę być twarda, gdy chodzi o interesy Kazachstanu. W tym samym czasie, w swych osobistych stosunkach z kobietami-ambasadorami, była bardzo delikatna i szczera, szczerze przekonana o tym, że kobiety powinny odgrywać większą rolę w światowej polityce. 
Biografia tej wybitnej kobiety jest powszechnie znana. Jako córka czeskiego dyplomaty, który wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, Madeleine Albright zawsze mówiła, że jej życie może być przykładem wprowadzania w życie pryncypiów amerykańskiej demokracji i wolności jednostki. Odebrała dobre wykształcenie oraz miała także godną pozazdroszczenia zdolność do ciężkiej pracy. Wychowała samotnie trzy córki, z których jest bardzo dumna. Jest szczęśliwą matką i dumną babcią kilku wnuków i małej wnuczki, innej Madeleine. Fakt, że, mimo tego, że była samotna w swym rodzinnym życiu, doszła tak wysoko w swej karierze, nie może nie budzić respektu. Spotkałam wiele kobiet, dla których uosabiała zdobycze praw kobiet oraz to, że są one zdolne do tego, aby włączyć się w rozwiązywanie globalnych problemów na bardzo wysokim szczeblu, zmuszając ludzi do liczenia się z ich talentami i profesjonalizmem.
Wśród kobiet, z którymi pracowałam w ONZ było wiele niezwykłych i wspaniałych indywidualności. Przedstawiałam już wcześniej Claudię Fritsche, stałą przedstawicielkę Lichtensteinu przez 10 lat. Jest wspaniałym przykładem tej roli i niezastąpionych kwalifikacji dyplomaty do osiągnięcia sukcesu w tej pracy. Reprezentując jedno z najmniejszych państw świata, była w tym samym czasie jednym z najbardziej znanych i szanowanych ambasadorów. Kiedy przybyłam po raz pierwszy do Nowego Jorku, zawsze zapraszała mnie do swego gościnnego i otwartego domu - w ten sposób poznałam najważniejszych ambasadorów i członków personelu Sekretariatu ONZ. Zadanie przygotowania wstąpienia jej kraju spoczywały na jej barkach, podobnie jak w moim przypadku, więc głosowałam wraz z innymi kandydatami na rzecz przyjęcia Lichtensteinu do Organizacji Narodów Zjednoczonych w 1990 r. Swą karierę polityczną rozpoczęła w młodym wieku, zostawszy doradczynią premiera w wieku 19 lat, oraz zrobiła wiele w tym kierunku, aby kobiety w jej kraju otrzymały prawa wyborcze. W końcu lat 90-ych spotkał mnie i Claudię zaszczyt przyjęcia w poczet nieoficjalnego “doyen’s club”, składającego się z 16 najdłużej zasiadających w ONZ ambasadorów - najbardziej czcigodny był ambasador Jemenu, który sprawował swój urząd przez 26 lat.
W 1997 r., kiedy Zgromadzenie Ogólne ustanowiło nowy urząd zastępcy Sekretarza Generalnego ONZ, Kofi Annan zaproponował na to stanowisko Louise Fréchette. Pani Fréchette była stałą przedstawicielką Kanady na początku lat 90-ych (1992-95), a potem została doradczynią wiceministra w Departamencie Finansów w swym kraju. Po opuszczeniu urzędu wiceministra obrony narodowej wróciła do ONZ, aby zająć najwyższe, zajmowane kiedykolwiek przez kobietę, stanowisko w Sekretariacie.
Gdy nasza sławna “G-7” zdobyła większy niż kiedykolwiek autorytet i respekt w ONZ, starałyśmy się zagwarantować, że więcej kobiet będzie wybieranych do ważnych ciał wewnątrz Organizacji. To właśnie w dużej mierze dzięki wysiłkom naszej grupy, wybrano dwie kobiety-sędziny - z USA i Kostaryki - w skład Międzynarodowego Trybunału Karnego w byłej Jugosławii. 
Pierwszą kobietą mianowaną na stanowisko pod-sekretarza generalnego (Under-Secretary-General) Organizacji Narodów Zjednoczonych była w latach 70-ych Lucille Mathurin-Mair z Jamajki, która później, na początku lat 90-ych, była stałą przedstawicielką swego kraju. Jest interesujące, że w ostatniej dekadzie Jamajka mianowała kobiety-ambasadorów do ONZ. Lucille została zastąpiona przez Patricię Durrant, dyplomatkę z wielkim doświadczeniem zawodowym, która została właśnie powołana na nowy urząd Ombudsmana (rzecznika) utworzony przez Zgromadzenie Ogólne. Gillian Sorensen jest asystentką Sekretarza Generalnego do spraw stosunków zagranicznych. Amerykanka, która przez wiele lat była przewodniczącą Miejskiej Komisji Nowego Jorku ds. ONZ, mającą do czynienia z korpusem dyplomatycznym. Jej mąż Theodore Sorensen, sławny ekonomista, był doradcą prezydenta Johna F. Kennedy'ego. Gillian przewodziła departamentowi w Sekretariacie ONZ, który miał przygotować uroczystość 50-lecia ONZ w 1995 r. Połączyły mnie z tą delikatną, mile wyglądającą kobietą szczególnie przyjacielskie i ciepłe stosunki. Do dziś ciężko pracuje nad tym, aby zdobyć więcej zwolenników dla ONZ w społeczeństwie amerykańskim.
Rosario Green z Meksyku należała do ścisłego kręgu Sekretarza Generalnego ONZ Boutrosa-Boutrosa Ghali, pracując jako jego specjalny doradca polityczny. Pamiętam, że udzieliłyśmy jej moralnego wsparcia, gdy, zajmując tak ważne stanowisko i będąc jedyną kobietą w kierownictwie Organizacji, musiała znosić ciągłe ataki zazdrosnych męskich kolegów i stale udowadniała swe wysokie zawodowe kwalifikacje.
Benita Ferrero-Waldner z Austrii została mianowana Szefem Protokołu w ONZ w 1995 r. Zaprosiłam ją natychmiast na lunch dla kobiet-ambasadorów, aby mogła poznać moje koleżanki. W tym samym roku wróciła do swego kraju jako sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Wreszcie w 1999 r., po zwycięstwie jej partii w wyborach, została mianowana na urząd ministra spraw zagranicznych. Przypomniałam to wszystkim francuskim gazetom, które zwróciły uwagę na jej nadzwyczajną uprzejmość i niezawodną elegancję. Sądząc po komentarzach prasowych i austriackich dyplomatów, oczekuję, iż w 2004 r. być może zostanie pierwszą kobietą-prezydentem Austrii.
Narcisa Escaler była stałą przedstawicielką Filipin. Piękna kobieta i energiczna dyplomatka, była popularna w ONZ. Po przepracowaniu 3 lat została zastępczynią dyrektora generalnego Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM), trzymając się trochę z dala od trudnej konkurencji. Przybywszy do Nowego Jorku, aby objąć swe nowe obowiązki, Narcisa powiedziała mi jak dobrze przebiegała współpraca między Kazachstanem a IOM.
Chciałabym także zwrócić uwagę na inną Amerykankę, ambasador Melissę Wells. Przez około rok, w latach 1992-1993, była podsekretarzem generalnym ds. administracji i zarządzania. Swego czasu Oleg Trojanowski, słynny dyplomata sowiecki i były stały przedstawiciel, którego miałam zaszczyt powitać w mym domu wraz z jego żoną Tatianą Aleksandrowną, doradził mi: "Jeśli powiesz Melissie, że jest bardzo podobna do swej matki, będzie zachwycona. Poza tym, jest córką Milizy Korjus.” Zrobiłam tak, jak sugerował i Melissa była przyjemnie zaskoczona. Rzeczywiście była podobna do swej matki, sławnej śpiewającej aktorki, która grała główną rolę w niezrównanym filmie "Wielki walc" o pracy wielkiego Straussa, ulubiony przez wiele pokoleń. Na początku lat 90-ych telewizja rosyjska wyprodukowała film o tej legendarnej aktorce, która, nawiasem mówiąc, zaczęła śpiewać jako dziecko na Ukrainie, gdzie się urodziła. Ambasador Federacji Rosyjskiej Juli Woroncow wydał wspaniałe przyjęcie na cześć Melissy z pokazem "Wielkiego walca", na który zaprosiła wielu przyjaciół, w tym także mnie. “Gorgeous Korjus” - tak gazety na całym świecie nazywały tę wspaniałą śpiewaczkę.
W trakcie mego pobytu w ONZ 5 kobiet kierowało głównymi agencjami wyspecjalizowanymi i funduszami ONZ: Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców Sadako Ogata (Japonia); Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka Mary Robinson (była prezydent Irlandii); dyrektor generalna Światowej Organizacji Zdrowia Gro Harlem Brundtland (była premier Norwegii); dyrektor wykonawcza Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych Nafis Sadik (Pakistan); oraz dyrektor wykonawcza Funduszu Narodów Zjednoczonych ds. Dzieci (UNICEF) Carol Bellamy (Stany Zjednoczone).
Blisko współpracowałam z Nafis Sadik, a w szczególności z Carol Bellamy, dwa razy byłam wybierana wiceprzewodniczącą Komisji Wykonawczej UNICEF, ciała zarządzającego tej organizacji. Obie z wielką determinacją współpracowały z moim krajem. Moim zadaniem była organizacji ich wizyt w Kazachstanie i przy każdej okazji popierały nasze prośby i propozycje z świeżym entuzjazmem. Były zawsze mile widzianymi gośćmi na naszych spotkaniach, a aktywne kontakty zawodowe z tymi kobietami były wzmacniane przez przyjazne relacje osobiste.
Kiedyś, podczas lunchu, który wydałam dla kobiet ambasadorów w 1996 r., poruszyłyśmy kwestię uczestnictwa kobiet w ONZ-skich akcjach utrzymywania pokoju (peacekeeping). Tradycyjnie, z powodu niebezpieczeństwa takiej pracy, sekretarz generalny mianował mężczyzn na swoich specjalnych wysłanników do rozmów i negocjacji rozwiązujących konflikty. Jednak doszłyśmy do wniosku, że w szczególnych okolicznościach takie misje mogłyby być przydzielane kobietom, szczególnie w fazie budowania pokoju, biorąc pod uwagę specyficzne warunki w kraju, o który chodzi. W ten sposób narodził się pomysł, który później został zrealizowany, przedstawienia sekretarzowi generalnemu listy kobiet-dyplomatek i polityków, które mogłyby objąć funkcje mediatorek i pracować przy operacjach utrzymywania pokoju (peacekeeping). Znajdowało się na niej wiele znakomitych kobiet z całego świata, a także moich koleżanek, które, w różnych okresach, pracowały jako stałe przedstawicielki w ONZ - ja również byłam na liście. Sekretarz generalny Kofi Annan posłużył się tą listą mianując byłą minister obrony Finlandii, Elisabeth Rehn, swym Specjalnym Przedstawicielem w Bośni i Hercegowinie. A dopiero niedawno Heidi Tagliavini z Szwajcarii została mianowana Specjalnym Przedstawicielem Sekretarza Generalnego ONZ w Gruzji. Pracowałyśmy na rzecz poparcia dla awansu kobiet na ważne urzędy w sekretariacie ONZ. Rezolucja Zgromadzenia Generalnego na ten temat zawsze cieszyła się naszym poparciem i uwagą, a wiele krajów, w tym Kazachstan, popierało to.
Ustanowiłyśmy tradycję corocznego spotkania kobiet-ambasadorów i członkiń personelu sekretariatu ONZ w dniu 8 marca, w Międzynarodowy Dzień Kobiet. Byłyśmy uważane nie tylko za reprezentantki naszych krajów, ale także jako członkinie oryginalnego "klubu kobiecego". W tym charakterze, na prośbę kilku kobiet-członkiń personelu, osobiście pracowałam na rzecz rozwiązania problemów dotyczących płacenia alimentów kobietom, które kiedyś wyszły za mąż za członków personelu Sekretariatu. Kiedy kwestia ta została zbadana przez 5-ą Komisję Zgromadzenia Generalnego, która zajmowała się sprawami administracyjnymi i budżetowymi, zorganizowałam kilka spotkań z jej przewodniczącym, ambasadorem Movsesem Abelianem z Armenii, oraz z czołowym ekspertem Nicholasem  Thorne z Wielkiej Brytanii, przekazując prośbę kobiet, które oczekiwały, że ich problem zostanie rozwiązany bezstronnie i sprawiedliwie, co w końcu się stało faktem dzięki naszym połączonym wysiłkom.
Dzięki tym praktycznym sprawom G-7 zdobyła wielkie uznanie. Wśród 185 państw członkowskich 7 było reprezentowanych przez kobiety - najwyższą liczbę przedstawicielek płci pięknej w historii ONZ. Sekretarz generalny zawsze mówił o tym z dumą z okazji Dnia Kobiet. 10.IV.1995 r. "The New York Times" opublikował długi artykuł o kobietach, w którym byłyśmy wymienione z nazwiska.
Podczas ostatniego roku mej pracy w Nowym Jorku nawiązały się przyjacielskie relacje wśród kobiet-stałych przedstawicielek, a były wśród nich: Penelope Wensley z Australii, Marjatta Rasi z Finlandii, Mahawa Bangoura Camara z Gwinei, Aksołtan Atajewa z Turkmenistanu a także zastępczyni stałego przedstawiciela Betty King z Stanów Zjednoczonych. Inne odeszły podczas mej własnej kadencji: Annette des Iles, stała przedstawicielka Trynidadu i Tobago, doskonała dyplomatka i czarująca osoba, która, mimo, że nie pozostawała na swym stanowisku długo, cieszyła się ogromnym respektem.
W X.1999 r. przeniosłam się do Paryża. Zanim objęłam swoje nowe stanowisko Betty King zorganizowała wspaniałe pożegnalne przyjęcie na moją cześć, oraz z przyjaciółkami i koleżankami zgodziłyśmy się, że gdziekolwiek będziemy, powinnyśmy kontynuować tradycję rozpoczętą w Nowym Jorku, i którą przeniosłam ze sobą do Paryża, gdzie, z poparciem sekretarza generalnego Międzynarodowej Akademii Dyplomatycznej, Kyry Bodart, zainicjowałam założenie podobnej grupy, złożonej z kobiet-ambasadorów we Francji (było tam 15 kobiet, gdy przybyłam tam po raz pierwszy) oraz w Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Oświaty, Nauki i Kultury (UNESCO). Grupa ta spotykała się raz na dwa miesiące, a 08.III.2001 r. zaprosiłam je na spotkanie do ambasady, gdzie zgodziłyśmy się na utworzenie tradycji spotkań. Chętnie opowiadałam o moich przyjaciółkach z sławnej "grupy siedmiu" i nadal utrzymywałam przyjacielskie stosunki z nimi.
Jestem przekonana, że kobiety-dyplomatki, a na pewno większość tych, które spotkałam, mają, obok profesjonalnych kwalifikacji, zdumiewającą kombinację wytrwałości w obronie interesów ich krajów i pomysłowości w osiąganiu kompromisów, które pasowały wszystkim. Jest coś na rzeczy, że męscy koledzy, z którymi rozmawiałam, mówili mi, że rzeczywiście kobiety-dyplomatki wyróżniają się szczególną wytrwałością i konsekwencją w obronie interesów ich krajów.
Często dyskutowałam o zaangażowaniu kobiet w dyplomacji z moimi koleżankami w Nowym Jorku, a potem także i w Paryżu. Wszystkie podzielałyśmy opinię, że bardzo niewiele kobiet zajmuje ważne stanowiska w służbie dyplomatycznej. Gdy kobieta zostanie ambasadorem musi pracować dziesięć razy ciężej niż mężczyzna aby udowodnić, że, jak każdy mężczyzna, jest zdolna do zajmowania się ważnymi sprawami, w tym dyplomacją.
Powszechnie znane jest powiedzenie Clemenceau, premiera Francji podczas pierwszej wojny światowej, « La diplomatie est une chose trop sęrieuse pour ętre laissęe aux seuls diplomates » (Dyplomacja jest zbyt ważną sprawą, aby zostawić ją dyplomatom). Clemenceau miał na myśli zaangażowanie wojska w dyplomację. Ja myślę, bez obrazy dla moich męskich kolegów, że dzisiaj powiedzenie to mogłoby brzmieć następująco: "Dyplomacja jest zbyt ważną sprawą, aby zostawić ją mężczyznom".

Ambasador Akmoral Arystanbekowa była stałą przedstawicielką Republiki Kazachstanu w Organizacji Narodów Zjednoczonych w latach 1992-99. Była niegdyś ministrem spraw zagranicznych Kazachstanu, a obecnie jest ambasadorem w Paryżu.